31 sierpnia 2017

Końcówka wakacji

Ano dziś ostatni dzień sierpnia. Można powiedzieć, że wakacje się skończyły. Dla mnie w pewnym sensie dopiero się zaczynają. W sobotę wracam z pracy do domu i chyba pierwszą rzeczą jaka zrobię po powrocie, będzie wyspanie się za ostatnie dwa miesiące. Nie powiem, w tym roku i tak pracowałam mniej niż w poprzednich sezonach przez wzgląd na tę nieszczęsną nogę, która nawet pomimo ograniczenia przestanych godzin i tak mnie boli.  Nie zmienia to jednak faktu, że praca dzień w dzień, bez żadnego dnia wolnego potrafi zmęczyć, ale jakby nie patrzeć przyszłam tu z pełną świadomością braku weekendów.  Tak właściwie sama praca byłaby całkiem przyjemna, gdyby nie niektórzy klienci, przy których człowiek nie wie czy oni tak na serio, czy może sobie żartują, lub też przy takich, przy których nawet najbardziej cierpliwym nerwy puszczają.
 
Ogólnie ostatni miesiąc przepracowałam z bratem i jego połowicą. Praca jak praca. Przez ostatni tydzień byliśmy tylko my dwoje, a jak na złość, na ten właśnie tydzień mój organizm uznał, że się rozchoruje. Niby nic zabójczego, ale katar i zawalone gardło nijak nie są przyjemne i jakby nie patrzeć, nawet człowiek nie jest w stanie porządnie się wyspać. No i zamiast pomóc bratu przy tak zwanym „okienku” czyli wydawaniu i przyjmowaniu zamówień, byłam z racji braku głosu i samego stanu zdrowia oddelegowana na zmywak, sprzątanie i ważenie. Bądźmy szczerzy, zasmarkany i ledwo gadający człowiek raczej odstrasza potencjalnych klientów zamiast ich przyciągać. No i po co rozsiewać zarazki. Niby z dala od sekcji przyjmowania zamówień jest spokojniej i jakby nie patrzeć nie ma tam ludzi z którymi można się użerać, ale mimo wszystko jakoś źle mi z tym, że miało być fuchy przy „okienku” po równo, a tu nic z tego. 

Podkuruję się nieco w domu, kiedy już wrócę. Co prawda zbyt długo tam nie zabawię, bo od połowy września mam załatwione zabiegi rehabilitacyjne na kolano, a do tego mam umówionych kilku lekarzy, a bo prywatne ubezpieczenie się kończy i moja rodzicielka stwierdziła, że skoro tak, to trzeba wykorzystać to póki jest i mam się gruntownie przebadać. No więc czeka mnie maraton po przychodniach i klinikach. Meh… Zawsze może być gorzej ;) 

Pod koniec miesiąca szykuje się jeszcze wesele u mojego wujka, więc może trochę rozrywki mnie czeka, ale zważywszy na to, że po operacji duuużo przytyłam, to automatycznie nie mam się w co ubrać. Oj widzę już przetrząsanie szafy, a w ostateczności zakupy (nie, nie lubię kupować ubrań, które przeznaczam do jednorazowego założenia na daną okazję – jak dla mnie to strata pieniędzy).  Na ostatnie wesele, na którym byłam, znalazłam kieckę w lumpeksie, więc może przy odrobinie szczęścia i tym razem się uda xD 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz