W środę, piątego lipca udało mi się obronić na 5 ;) Także
kolejne studia są już za mną i teraz trzeba ogarnąć jakoś magisterkę.
Ostatecznie zostanę chyba w Gdańsku i najwyżej przemęczę się 2 lata na
kierunku, który może da mi uprawienia, ale na bank mnie nie zaciekawi (a
przynajmniej jego część, bo mówcie sobie co chcecie, ale ewaluacja oświatowa
nijak mnie nie pociąga). Co do samej obrony to więcej było stresu niż to warte
chociaż ja to jeszcze w miarę spokojnie do tego podchodziłam. Niektórzy
potrafili spędzić godziny na ponownym czytaniu literatury, którą wykorzystali z
pracy. Ja tak na dobrą sprawę posiedziałam dłużej jedynie przy metodologii.
Ogólnie nie było źle, tylko moja promotorka zadała mi pytanie zupełnie inne niż
obiecała, więc lekko się zdenerwowałam, ale jak dla mnie jeśli się samemu
pisało pracę to jednak człowiek jest w stanie z sensem odpowiedzieć.
Oczywiście „opity” licencjat już jest, ale pełna kultura.
Dzień wcześniej koleżanka miała obronę to jej pogratulowałyśmy zdania, a ja się
odstresowywałam przed moją – muszę przyznać, że miała świetne wino, ale nie
spisałam sobie nazwy, a butelki już nie ma… Szkoda... W środę to już ugadałam
się z inną koleżanką i przy okazji zrobiłyśmy wymianę – aby wysępić od niej
wzgląd do jej fanfiction musiałam jej pokazać moje fanarty. No można
powiedzieć, że uczciwa wymiana… No, a w czwartek z rana już jechałam na Hel, do
pracy. To i po pracy się piwo ogarnęło. Rodzinka chciała przyjechać do mnie na
obronę, ale ostatecznie mamie wyznaczyli wizytę u lekarza (i dobrze, że poszła,
bo okazało się że ma początki zaćmy), a ja tak czy inaczej praktycznie od razu
wracałam na Hel, więc nie było sensu.
Ogólnie to te kilka dni byłyby całkiem fajne, gdyby nie to,
że na stancji mamy podwójne drzwi. Do tych antywłamaniowych mamy tylko jeden
egzemplarz klucza i współlokatorzy wyjeżdżając zamknęli na ten właśnie klucz i
nic nie powiedzieli. Wbijając do domu po prawie 5 godzinach podróży pocałowałam
klamkę. Szczęście w nieszczęściu, że akurat wracałam tamtego dnia, bo okazało
się, że rodzice dziewczyny mojego brata jadą do Gdańska na lotnisko i przy
okazji podrzucą mi klucz. Posiedziałam sobie kolejnych kilka godzin pod
drzwiami, ale ostatecznie dostałam się do środka… Ale co się nawnerwiałam to
moje.
Obecnie siedzę w pracy na Helu. Kolano po zabiegu boli –
chyba jest za bardzo przeciążone w pracy. Ale może uda się załatwić rehabilitację
gdzieś tu w mieście, więc zobaczymy co z tego wyjdzie. We wtorek mam się
zgłosić do lekarza i wtedy cokolwiek będę wiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz