30 czerwca 2017

Koniec semestru

Można powiedzieć, że zaczęły się wakacje. Co prawda jeszcze nie moje, a przynajmniej nie do końca, bo w środę dopiero czeka nie obrona, ale pracę sezonową już zaczęłam.  Niestety. Ano tak się składa, że moje kolano po zabiegu jeszcze boli. Ledwie dwa dni przed przyjazdem zaczęłam odstawiać kule, a tu już dzwonią, że mam już, teraz, zaraz przyjechać, bo są ludzie, a nie ma komu pracować. No, a że człowiek głupi to pojechał i utknął.
Jak to się mówi; jak ktoś ma miękkie serce to musi mieć twardy tyłek. No  a w moim przypadku jeszcze nogę. W niedzielę wrócę tylko na chwilę, aby ogarnąć się przed obroną i po obronie powrót.

Co do samej pracy licencjackiej to jako, że promotorka miała fochy i ciągle poprawiała co tylko wlezie, z czego rzeczy koniecznych do poprawy była jednak mniejszość, a spora część z podkreśleń to były kolokwializmy (a przy najmniej jej zdaniem). W którymś momencie babka zaczęła poprawiać już to, co sama poprawiła. No i tak się składa, że ostateczną wersję pisałam do 5 rano (oj ile ja wschodów słońca widziałam w czerwcu), przekimałam niecałe dwie godzinki, po czym wsiadłam w autobus, pojechałam wydrukować i oddałam. Już nie było sensu dawać jej tego ponownie do sprawdzenia, bo jeszcze trochę i z poprawkami wróciłabym do punktu zerowego, czyli bazowego tekstu.
Niedługo trzeba będzie gdzieś magisterkę ogarnąć, ale UG ma tak lipny wybór kierunków, że aż się odechciewa. W Poznaniu dla przykładu mają masę specjalizacji z czego znalazłabym z 5, które mnie interesują. Nie składam tam głównie dlatego, że nie chcę znów się przeprowadzać. No więc skończę na kierunku, który może da mi uprawnienia (w zależności od tego, czy otworzą specjalizację), ale już na bank niczym mnie nie zainteresuje. Inna rzecz to kwestia tego, że z Poznania nawet mimo ewentualnej przeprowadzki miałabym utrudniony dojazd do domu, do rodziny. W listopadzie ze względu na wiek odpadają mi zniżki studenckie na pociągi, więc do domu jechałabym zapewne tylko na święta. Jakoś mi się to nie uśmiecha. No i przy okazji wiem jedno – chcę mieszkać na pomorzu. Można więc powiedzieć, że wybieram mniejsze zło.

Studia studiami, ale poza nimi w ciągu ostatnich miesięcy nie miałam życia. Ot, uroki ostatniego semestru. Tak na dobrą sprawę, ani seriali, ani książek nie miałam kiedy ogarnąć i do tych drugich aż mnie ciągnie. Chwilowo jedyna literatura z którą się zapoznawałam to ta potrzebna do pracy licencjackiej. Z książek zwyczajnych, takich dla rozrywki ogarnęłam jedynie audiobooki z tego, co już kiedyś czytałam. I tak odświeżyłam sobie Władcę Pierścieni i Wiedźmina, a teraz wzięłam się za Anię z Zielonego Wzgórza. Szczerze mówiąc nie przepadam za audiobookiem, bo słuchowiec to ze mnie żaden, ale do autobusu to rzecz idealna. Uznałam też, że nic mi nie zawadzi, jeśli wysłucham czegoś, co już wcześniej czytałam. Ot tak, dla odświeżenia.

W lipcu planuję ogarnąć nieco bloga. Nie wiem co mi z tego wyjdzie, ale się postaram. Głównie dla samej siebie, bo skoro chwilowo mam na głowie tylko pracę, to muszę się do czegoś zmobilizować.

Pozdrawiam serdecznie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz