Piszę, bo chyba muszę... A tego akurat staram się nie robić.
Nie odzywałam się od ponad dwóch miesięcy i jakoś nie jest mi z tym najlepiej, ale ostatnie czego mam w nadmiarze to czas wolny. Teraz sesja w pełni, licencjat w powijakach, a na dokładkę projekty zaliczeniowe, praktyki, latanie po lekarzach, wolontariat i jakoś tak wychodzi, że nie bardzo mam nawet kiedy obiad zrobić.
Stary rok przeminął, nowy zaczął się z przytupem, a ja ginę gdzieś pomiędzy tym wszystkim co się dzieje.
Święta przesiedziałam w domu, sylwestra wyjątkowo spędziłam z koleżanką (i pomijając dobór muzyki, jaki zaserwowali jej znajomi, było całkiem fajnie). Gorzej zrobiło się później bo musiałam znaleźć praktyki. Powiem tak. Z nimi zawsze był problem na moim kierunku, ale wyobraźcie sobie, że w tym roku studentów jest trzy razy więcej niż w latach poprzednich i jakoś nie bardzo ogarniam, dlaczego uczelnia nie pomyślała, że jak wypuści do miasta trzy razy tyle ludzi, co zazwyczaj to będzie cholerny problem. Ale oni umywają rączki, bo przecież można znaleźć praktyki, choćby i na drugim końcu Polski. Ja znalazłam... Po ponad miesiącu poszukiwań i obdzwonieniu (słownie!) sześciu miast. Dwie placówki. Jedna w Sopocie, druga w Gdańsku... Eh. Tyle dobrego, że jest SKMka i dojazd zajmie mnie tylko 1,5h w jedną stronę. Ale, ale! Praktyki znaleziona... To byłoby zbyt piękne... Czekam ja sobie na operację kolana. A czekam już na prawdę długo. No i pojawiła się opcja umówienia terminu. Mówiłam cokolwiek, byle po 15 marca, bo mam praktyki i chcę spokojnie semestr zaliczyć. No i początkowo było na 17-tego. No cud, miód. Tyle, że jakiś tydzień temu dostałam telefon, że sobie to przesunęli, bo pojawił się termin na tydzień wcześniej i "no przecież to lepiej dla pani, bo szybciej na nogi stanie"... Ta... A przy okazji może uwalić semestr przez niezaliczone praktyki. No więc ganiam od gabinetu do gabinetu o przesunięcie terminu, ale aż do dziś nic nie ugrałam. Jutro próbuję po raz ostatni, a jak się nie uda to cóż. Będę musiała się tam stawić, choćby i na wózku inwalidzkim. Wspominałam już, że kocham papierkologię na moim uniwerku? Nie? To dobrze, czyli jeszcze z moją głową wszystko w porządku...
Święta przesiedziałam w domu, sylwestra wyjątkowo spędziłam z koleżanką (i pomijając dobór muzyki, jaki zaserwowali jej znajomi, było całkiem fajnie). Gorzej zrobiło się później bo musiałam znaleźć praktyki. Powiem tak. Z nimi zawsze był problem na moim kierunku, ale wyobraźcie sobie, że w tym roku studentów jest trzy razy więcej niż w latach poprzednich i jakoś nie bardzo ogarniam, dlaczego uczelnia nie pomyślała, że jak wypuści do miasta trzy razy tyle ludzi, co zazwyczaj to będzie cholerny problem. Ale oni umywają rączki, bo przecież można znaleźć praktyki, choćby i na drugim końcu Polski. Ja znalazłam... Po ponad miesiącu poszukiwań i obdzwonieniu (słownie!) sześciu miast. Dwie placówki. Jedna w Sopocie, druga w Gdańsku... Eh. Tyle dobrego, że jest SKMka i dojazd zajmie mnie tylko 1,5h w jedną stronę. Ale, ale! Praktyki znaleziona... To byłoby zbyt piękne... Czekam ja sobie na operację kolana. A czekam już na prawdę długo. No i pojawiła się opcja umówienia terminu. Mówiłam cokolwiek, byle po 15 marca, bo mam praktyki i chcę spokojnie semestr zaliczyć. No i początkowo było na 17-tego. No cud, miód. Tyle, że jakiś tydzień temu dostałam telefon, że sobie to przesunęli, bo pojawił się termin na tydzień wcześniej i "no przecież to lepiej dla pani, bo szybciej na nogi stanie"... Ta... A przy okazji może uwalić semestr przez niezaliczone praktyki. No więc ganiam od gabinetu do gabinetu o przesunięcie terminu, ale aż do dziś nic nie ugrałam. Jutro próbuję po raz ostatni, a jak się nie uda to cóż. Będę musiała się tam stawić, choćby i na wózku inwalidzkim. Wspominałam już, że kocham papierkologię na moim uniwerku? Nie? To dobrze, czyli jeszcze z moją głową wszystko w porządku...
No i tak sobie egzystuję łatając kolejne dziury, a życie sobie mija i nawet nie wiem kiedy, a tu się luty zrobił... Nic to. Jak się garnę to napiszę coś bardzij sensownego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz